wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 6 "Nie mogę Cię odwiedzić?"




 *Hiley
Opierając się o framugę  drzwi stał mój brat Asthon. Chłopak o brązowych oczach, krótkich włosach postawionych do góry i niesamowitych mięśniach, a jednak był dyrektorem jakieś tam firmy. Otworzyłam buzie, a oczy wpatrywały się w chłopaka.
 Ubrania leżały przy moich stopach w kompletnym nieładzie. Nie widziałam go od pięciu lat, a naglę zjawia się w moim pokoju. Brat wyjechał z matką po śmierci ojca zostawiając mnie samą ze wszystkim. Od kąt pamiętam zawsze był synusiem mamusi. Chciałam rzucić się na niego zacząć go wyzywać oraz przytulić i płakać, ale stałam jak by mnie coś wmurowało w ziemię. Nie mogłam się ruszyć, a oddech przyspieszył.
- Co ty tu ronisz? - wyszeptałam zastanawiając się czy w ogóle chłopak to usłyszał. Nie wiem czy smutek i zawiedzenie, czy złość i nienawiść wygrywało we mnie. Ale wiem jedno, jego widok cholernie mnie zabolał.
- Trudno było Cię znaleźć jesteś nieźle strzeżona, ale jak widać udało mi się. I też miło Cię widzieć. - przymrużyłam oczy. Zaczęłam zbierać rzeczy z podłogi.
- Przyjechałeś w konkretnym celu? - zapytałam podnosząc ostatnią rzecz. Wyprostowałam się na chichot chłopaka który mnie zaczął irytować. Wszystkie emocje zastąpiła złość. Mocnej ścisnęłam buta w ręku. Moje palce posiniały. Modliłam się aby ktokolwiek znalazł się w domu.
- Nie mogę Cię odwiedzić? - prycham. Zignorowałam chłopaka wchodząc do łazienki. Mocno trzasnęłam drzwiami rzucając rzeczy na pralkę. Zdjęłam z siebie za dużą koszulkę oraz bardzo krótkie spodenki. Włosy związałam w koka. Odkręciłam wodę po czyn weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody powodował ze moje spięte mięśnie rozluźniały się, a złość dochodziła. Jak on śmie przychodzić do mnie i mówić jak by nic się nie stało?
~*~
Weszłam do mieszkania. Trzasnęłam drzwiami dając znać ze jestem w domu. Klucze rzuciłam na mają szafkę w rogu pokoju. Ruszyłam do salonu, aby porozmawiać z ojcem. W salonie panowała kompletna cisza, a brat z mamą siedzieli wpatrując się w ścianę. Kilka walizek stało obok nich.
- Wyjeżdżacie? - ich głowy odwróciły się w moja stronę a wzrok matki jeździł po moim ciele. Kobieta miała zły w oczach, które spływały jej po policzkach. Alex miał smutny wyraz twarzy. - Co się stało? Gdzie jest tata? - serce zaczęło mi walić jak szalone. Myśl jaką chodziła mi po głowie nie mogła być nawet w kawałku prawdziwa.
- Hiley. Ojciec zginął, a my wyjeżdżamy. - mój mózg nie pracował. Słowa nie dochodziły do mnie. Zaczęłam kręcić przecząco głową, a łzy spływały po moim policzku. To przecież nie dzieje się na prawdę. Zaraz się obudzę i wszyscy będą razem.
- Zo..zostawiacie mnie? - wyjąkałam. Rodzicielka podeszła do mnie biorąc w dłonie moja twarz zmuszając mnie abym na nią spojrzała.
- Przykro mi kochanie, ale nie możemy Cię zabrać. Ty zawsze będziesz jak ojciec. - złożyła pocałunek za moim czole i zabierając brata odeszła. Moja mama zostawiła mnie po tym jak oznajmiła mi ze mój tata nie żyje. Mam dopiero 14 lat... Uklękłam zaczynając płakać jak dziecko. Ból był nie do zniesienia.
~*~
Zakręciłam wodę dokładnie wycierając swoje ciało ręcznikiem. Założyłam ciuchy robiąc mocny makijaż aby zakryć wory pod oczami. Zapięłam suwak od buta i gotowa wyszłam z zaparkowane łazienki. Włosy rozpuściłam przeczesując palcami. Na moim łóżku siedział Asthon. A miałam nadzieję ze już poszedł. Zaśmiałam się zabierając komórkę z biurka.
 - Jak widzisz wychodzę. Przyjdź innym razem, albo w ogóle nie przychodź. - otworzyłam szerzej drzwi pokazując ręką aby wyszedł. Chłopak wyszedł z pokoju. Z wiatrem poczułam jego mocne perfumy przez co chciało mi się kichać. Zamknęłam drzwi zbiegając po schodach.
- Może pojedziemy razem nad grób? - spojrzałam na brata z otwartą buzią. Podeszłam do niego patrząc na jego brązowe oczy.  - Albo zobaczę jak żyjesz? Jeden dzień razem?
 - Nie pasujesz tu, przykro mi. Odszedłeś razem z matką, aby nie żyć jak jak ja. Udało ci się, więc wracaj do swojego idealnego życia. - złapałam kluczyk od samochodu i wyszłam. Trzymałam otwarte drzwi czekając jak mój braciszek opuści mój dom i zostawi mnie w spokoju jak pięć lat temu. Brunet wyszedł ze spuszczoną głową. Zamknęłam drzwi na klucz, zostawiając Asthona zaczęłam się kierować do samochodu. Sprawdziłam na godzinę na wyświetlaczu telefonu, miałam dwadzieścia minut na dojazd przed samym wyścigiem. Droga to przynajmniej pół godzinny, ale nie dla mnie. Wsiadłam za kierownicę włączając silnik. Obserwowałam jak Asthon wsiada do swojego samochodu dla bogatych. Swoją droga ciekawe co u mamy i czy w ogóle żyje. Otworzyłam szybę podważając bliżej chłopaka.
- Wsiadasz? - skupiłam swój wzrok na drodze przede mną. Nie wiem czy robię dobrze, ale chce poznać powód dlaczego przyjechał. Może naprawdę chciał mnie zobaczyć i ojca. Asthon jest młodszy ode mnie o dwa lata więc może mniej pamiętać tatę niż ja, ale mimo wszytko zniknął z mojego życia. Teraz jest jakimś wielkim prezesem w jakieś wielkiej firmie, a mamusia korzysta z tego ile może. Za pewnie żyją w jakimś pałacu czy coś. Usłyszałam tylko trzask drzwi i jak brat zapina pasy. Na dobrą sprawę oprócz Seleny nikt nie wie że mam kogoś takiego jak brat w rodzinie. Każdy zna inną historie. Ruszyłam z piskiem opon. Moje przerobione BMW które wygrałam w jednym z wyścigów idealnie się sprawdzało przy dużej prędkości. Trzymałam nogę na gazie chcąc zdążyć przed rozpoczęciem wyścigu.
- Co u mamy? Żyje? - łokieć oparłam o otwartą szybę, a drugą trzymałam na kierownicy. Radio zagłuszało ciszę między nami.
- Tak. Ma się dobrze. Prosiła abym się pozdrowić. - prycham. Nie odpowiedziałam. Licznik rósł z każdą chwilą.
  Alex przekonał głośno ślinę. Złapałam drugą ręką kierownicy aby nie stracić panowania nad pojazdem. Inne samochody zaczęły pojawiać się na drodze więc zwinnie zaczęłam je wyprzedzać. - Zwolnij! - wybuchłam śmiechem przyspieszając. Sorry braciszku, ale sam chciałeś spędzić ze mną jeden dzień.
*Ashley
Czekałam z nadzieją, że Hiley zjawi się na tym wyjściu jednak czas leciał, a jej nie było widać. Nie umiałam zrozumieć co jej chodzi pogłowie. Zawsze działa z jakimś planem więc teraz zapewne też, ale z jakim? Miałam ochotę wrócić do domu i ją przytulić bo przecież dzisiaj mija pięć lat. Stałam wpatrując się jak wszyscy przygotowują się i obstawiają na wygraną. Oczywiście każdy mądry postawi na Blacwooda. Jestem głupia, ze tak się zachowałam. Powinnam z nią porozmawiać jak przyjaciółka. Josha też gryzie sumienie jednak nikt tak na prawdę nie wie co się stało. Moje myśli przerwał głos silnika. Samochód jaki wyjeżdżał to czarne BMW Hiley. Uśmiechnęłam się widząc ją tutaj. Dziewczyna wysiadła dość zgrabnie zamykając drzwi. Była ubrana jak zawsze, a lekko kręcone włosy odwały jej ciemnego uroku. Każdego oczy były zwrócone na nią. Kochała być w centrum uwagi więc cieszyła się z tego jak ją przywitano. Kiedy miałam ruszyć w jej stronę drzwi od strony pasażera zaczęły się otwierać. Stanęłam zamieszczać brwi.
- Wiesz co? Wracam na piech.. - chłopak zaczął się rozglądać. Szczepy typu "Kim on jest." zaczęły się roznosić echem. Pieprzony Asthon stał przy jej samochodzie. Nie rozumiałam co właśnie się dzieje. Miałam miliony pytań, a zero mogłam zadać. Zdezorientowana ruszyłam w stronę przyjaciółki.
- Co do kurwy? - zapytałam.
 Dziewczyny głową odwróciła się w moja stronę. Posłała mi wzrok "Nie teraz." Brunetka zaczęła iść w stronę Harry'ego stojącego opartego o swój samochód. Razem z Asthon'em szliśmy za nią. Obok nas pojawiła się reszta znajomych posyłając mi pytające spojrzenia. Jedynie mogłam wzruszyć ramionami. Harry widząc Hiley wyprostował się.
 - Wiesz ze przegrasz, nie? - zakpiła z chłopaka. Styles nerwowo zaśmiał się. Czyżby nie był aż tak pewny swojej wygranej? Obok niego pojawił się Malik. Swoją droga dawno go nie wiedziałam. Podeszłam bliżej.
- Mirthon, a ty wiesz że się myślisz?
- Malik, a ty nie widzisz z kim on się ściga? - zapytałam. Blackwooda jeszcze nie ma, a czasu coraz mniej. Można nawet zacząć odliczać minuty do wyścigu. Wątpię, żeby on się nie zjawił. Patrzyłam na Asthona i nie wierzyłam własnym oczom. Wyglądał tak przystojnie. Kiedy był małym chudy chłopcem wchodzącym za mamą na każdym kroku, a teraz? Był inny. Może charakter też mu się zmienił? Wątpię. Swoją droga nadal nie rozumiałam czemu odwiedził moją przyjaciółkę. Głośny wrak silnika wrócił uwagę wszystkich obecnych. Spojrzałam w stronę nienadjadającego samochodu. Przede mną stał mustang. Pieprzony mustang. Szczęka mi opadła aż do samych stóp zresztą nie tylko mi. Popatrzyłam wielkimi oczami na Hiley a ona na mnie. Wiem ze ta dziewczyna kocha tą markę. Zawsze marzyła o nim, ale nie miała okazji aby to zdobyć.
- Życzę powodzenia. - śmiejąc się brunetka podeszła do czarno-czerwonego mustanga. Za kierownicy wyszedł starszy mężczyzna. Podszedł do Harrego podając mu dłoń i życząc powodzenia. Styles jest skończony. Złapałam Hiley za rękę ciągnąc dalej od toru. Dziewczyna stawiała opór, ale z pomocą Matta zabraliśmy ją za bramki. Chłopaki zaczęli się przygotowywać. Silniki warczeć. Emily w miniówce oraz bluzce a raczej prawie samym staniku wystrzeliła w niebo z broni dając znać aby startowali. Obserwowałam jak Harry zostaje z tylu.
- Hiley przepraszam! Powinnam z tobą porozmawiać. - krzyczałam do ucha dziewczyny. Jednak ta mnie zignorowała dopingując.
~*~
Czułam jak zimne powietrze otula moją twarz. Mój nos zamarzał a policzki robiły się czerwone od zimna. Palców od nóg i rak nie czuje już prawie wcale. Od kilku godzin chodzę bez celu po mrozie szukając Hiley. Kłócić się z nią to jak rozbrajać bombę atomową, a jak już wybuchnie to po wszystkich. Wiem ze gdzieś tu musi być a raczej jeździć samochodem. Przeklinałam siebie w duchu za to ze nie wzięłam samochodu tylko marznę.
- Szukasz mnie? - odwróciłam się. Przede mną stała Hiley, a za nią stal biały samochód. Uśmiechnęłam się że w końcu ją znalazłam. Przytuliłabym ją, ale boję się co może się stać.
- Tak. Chciałam pogadać.
- Dlatego  chodzisz od godziny po mrozie? - minęła tylko godzina? Wydaje się jak by wieczność. Przytaknęłam. Z jej ust dziwnie i żałośnie to brzmiało.- Właź. - posłusznie weszłam do ciepłego samochodu. Od razu poczułam się lepiej. Pocierając swoje zamarznięte palce wymyślałam różne dialogi.
- Nie powinnam. - zaczęłam. Podniosłam wzrok na dziewczynę lekko się uśmiechając.
- Nie gniewem się, nie nie mów tak więcej, ok?
- Jasne. Po prostu się martwię.  - przytuliłam dziewczynę.
- Jestem już dużą dziewczynką.
~*~
Na wspomnienie naszego ostatniego zgłoszenia się zrobiło mi się lepiej na sercu. Wszyscy zaczęli mocniej krzyczeć oraz gwizdać co było jasne ze samochody się zbliżają. Oczywiście Blackwood jechał pierwszy Harry tuż za nim. 
Meta była coraz bliżej. Nagle samochód Blackwooda zaczął dziwnie jeździć jak by tracił nad nim kontrolę. Po chwili zaczął zachować. Każdy wstrzymał oddech. Mgła przez piach nieumożliwiania zobaczenie Donald ie co się dzieje. Za chwilę było można dostrzec jak samochód leży do góry nogami. Styles zatrzymał się za metą, a Hiley zaczęła biec do mężczyzny, a ja za nią. Matt wyciągnął go z samochodu był cały we krwi, a jego klata nie poruszała się.
- Odsuńcie się! Jestem lekarzem. - Asthon zaczął się przepychać przez tłum. Spojrzałam na chłopaka nie odwiedzając jego słowom.
- Lekarzem? - jednocześnie zapytałam z Hiley.

4 komentarze:

  1. Jakim cudem wrzuciłaś 19, skoro wchodziłam codziennie i patrzyłam czy jest kolejny rozdział, a nie było... Nawet wtedy O.o Dziwne.
    Ale udało mi się przeczytać :D I mówię że jest rewelacyjny jak reszta :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty :D Tak jak jak kazdy xddd Przepraszam ale nie mam weny na pisanie komentarza :/

    OdpowiedzUsuń
  3. awwssss *.* Świetny! <3
    w wolnej chwili zapraszam do siebie http://wind-onedirection-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny!!! :-*
    Czekam na nast rozdzial!
    <3

    OdpowiedzUsuń