wtorek, 14 października 2014

Rozdział 10 "Czasami lubię zaskakiwać."


Muzyka

*Hiley.
Siedziałam na schodach czekając cierpliwie na resztę moich znajomych. W ręku trzymałam zapłaconego papierosa, muszę przyznać, ze dawno już nie czułam się tak świetnie! Wszystkie problemy odeszły, a ja zaznałam zabawy i spokoju. Zrobiłam tak jak mówiła mi Alex, dziewczyna miała pieprzoną rację, wyłączać uczucia.
Co się zmieniło? Minął zaledwie tydzień, a wszystkie moje obowiązki przejęła Ashley. Dziewczyna twierdzi, że sobie z nich żartuje i tak wrócę do formy to znowu będę tą drugą. Moim zdanie powinna się cieszyć, teraz jest tą ważną, a nie szarą myszką obok mojego boku.
~*~
- Hiley! Mówię do Ciebie! - Ashley krzyczała prosto w moje ucho.
- Nie jestem głucha, naprawdę. Powtórzę się po raz kolejny, mam to gdzieś. - odstawiłam na bok pustą szklankę.
- Poddajesz się. Zawsze powtarzałaś, ze tego nie zrobisz, będziesz walczyć do końca i co? Po prostu się poddałaś, zostawiłaś ich, mnie. Powinnaś czasami myśleć o innych!
- Właśnie o to chodzi. Ja myślałam za dużo o innych, a za mało o sobie. - trzasnęłam drzwiami frontowymi.
~*~
Wspomnienia przeżył przez moją głowę, szybko pokroiłam nią na boki aby wyszły z mojej głowy. Drzwi na wprost mnie otworzyły się, roześmiana Amy weszła jako pierwsza, dziewczyna zaczęła mnie kompletnie omijać, jak bym nie istniała. Przeszkadza mi to? Skąd. Za nią wielki Matt Carter. Chłopak, który jako jedyny ma wszytko gdzieś i traktuje mnie jak traktował. Lekko się uśmiechnął w moją stronę, odwzajemniam gest, za Nin wszedł Josh co do niego to nawet nie mam ochoty myśleć, mam tak zwane ciche dni. Jedynie spojrzenia, które nie są zbyt miłe. Ashley weszła tłumacząc coś Harry'emu.
Oh, on.
Tak, on jest, jest bo jest. Wstałam wypuszczając dym z ust, Ashley razem z loczkiem czekali na mnie.
- Nie spodziewałam się Ciebie o tej porze tutaj. - oznajmiła Ashley.
- Czasami lubię zaskakiwać. - uśmiechnęłam się. - Jak wam poszło?
- A obchodzi Cię to?
- Skoro pytam. - przewróciłam oczami idąc do salonu. Każdy zajął się własnym życiem lub po prostu osobą obok, a ja czekałam na jakąkolwiek odpowiedź, której oczywiście nie dostałam. Ignorując ich założyłam na siebie swoją czarną skórzaną kurtkę wychodząc z domu. Zmarnowałam tylko czas czekając na nich, ale czego mogłam się spodziewać? Na dworze było już dość chłodno, ciemno. Szłam nucąc swoją ulubioną piosenkę.
***
- Żebyś wiedział. Szczęka mu opadła. - śmiałam się mówiąc o ostatniej imprezie.
- Chciał bym to zobaczyć. - odparł roześmiany Justin.
- Masz jakieś informacje? Wiesz, nadal nie są zbyt rozmowni.
- Ostano jakoś jest wszytko ściśle tajnie. Ashley nieźle pilnuje interesu. - chłopak upił z mojej szklanki visky. - Ale jak to ja. Wiem od mojego znajomego, który wie od sw..
- Do rzeczy.
- No dobra, nadal nie lubię jak mi przerywasz. - wzruszyłam ramionami. - Podobno jest niezła jadka. Tom ciągle wysyła jakiś chłopaków, a oni nadal sami walczą. Szykuje się niezła wojna. Uważaj na siebie, ciągle jesteś jego cele, a sądzę, ze nie wie o tym co jest między wami wszystkimi.
- O mnie się nie martw. Mam małe plany co do tego chaosu.
- Konkretnie?
- Justin. Jesteś informatorem, nie tylko moim myślisz, ze Ci powiem? I tak wiesz za dużo, kochanie. - pościłam oczko. Zabrałam swoje rzeczy, ze stolika. Żegnając się z przyjacielem, opuściłam bar. Wyjęłam z kieszeni swój telefon, przesunęłam placem po ekranie aby odebrać.
- Mirthon. - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Giffin.
- Czekam na Ciebie już od pół godziny.
- Wybacz mi to spóźnienie, ale wypadło mi coś bardzo ważnego. Nadal jesteś i masz to co miałeś mieć?
- Tak.
- Zaraz będę. - przyłączyłam się. 
*Harry
Siedziałem razem z Jackiem nad papierami, ostatnio nie mam nawet czasu, aby dobrze się wyspać. Przeglądałem wszystkie papiery na temat Toma, jego wpłaty na konto jak i wypłaty i podobne rzeczy.
- Nie tu nie jest warte uwagi. - westchnął Jack.
- Nie mamy na niego nic. Skurwysyn. - przejechałem dłońmi po twarzy. Czuje, że za wszytko jutro nie wstanę. Spojrzałem na zegarek, dochodziła trzecia w nocy.
- Idę spać tobie też radzę. - Odsuwając od siebie papiery wszedłem do swojego pokoju. Jedynie co mi teraz potrzeba jest prysznic i sen.
***
Jechałem do domu Evil, a Zayn spał na fotelu obok. Jak widzę nie tylko ja tutaj jestem zawalony robotą. Wszytko wychodzi skąd naszej kontroli, a teoretyczne odejście Hiley wcale nam nie pomogło.
~*~
Usiadłem obok dziewczyny, która wpatrywała się we gwiazdy.
- Czyli co? Poddajesz się? - zapytałem. Nie odpowiedziała. Trzymając papierosa między ustami wpatrywałam się w nią. Mimo mroku jaki panował idealnie widziałem jej brąz długie włosy, idealną twarz. Była idealna, tylko zbyt jej nienawidziłem.
A może to tylko zwykle przyzwyczajenie?
Jej duże brąz oczy spojrzały na mnie, zamrugała kilka razy, a mnie przeszedł dreszcz. - Zapamiętaj. Ja się nigdy nie poddaje.
- Więc co robisz? - wstała ignorując moje pytanie.
~*~
Cały czas to wspomnienie mi się śni. Nie mogę dać sobie spokoju, skoro się nie poddaje co kombinuje? Wyjeżdżając do garażu podkręciłem muzykę na najgłośniej jak się da. Zayn podskoczył krzycząc "co się dzieje?" Zacząłem się śmiać, wyłączając radio.
- Zabawne. - mruknął Malik.
Skierowałem się do domu, który ostatnio stał się dla mnie bardzo częstym widokiem. Wszedłem bez płukania, wszyscy siedzieli jak zawsze pracując, usiadłem obok Matta, witając się z nim piątka. Muszę przyznać, że jak ktoś by mi powiedział dwa miesiące temu, że tak właśnie będę robił wyśmiał bym go po czym zabił.
- Coś nowego, bo u nas nic.
- Nie mamy nic. Jak by ten facet był zwykłym człowiekiem. Wszytko czyste, nawet pieprzonego mandatu nie ma, rozumiesz? - westchnął Josh. - Nikt nie chce z nami współpracować. - dodała Amy.
- To mamy problem, panowie i panie. - oznajmiłem.


_____________________
Wiem, że krótkie, ale z braku czasu tak właśnie jest :( Przepraszam was!
 Zapraszam na mojego drugiego bloga  http://fafiction-crazy-house.blogspot.com/
Oto zwiastun do niego. https://www.youtube.com/watch?v=o2INREHvqwA

sobota, 11 października 2014

Rozdział 9 "Wypowiedzieli nam wojnę."



*Hiley
Od tamtej akcji minęły zaledwie dwa dni, a cisza między mną oraz resztą przyjaciół jest dość dołująca. Czuje się jak intruz we własnym domu. Czy ja chce tak wiele? Chce, abym oni byli bezpieczni, poza tym sami zgadzali się na rozejm, nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Wpatrywałam się w zachód słońca jaki było idealnie widać z mojego okna, w ręku trzymałam ciepły kubek z herbatą. Zimne powietrze chodziło moje ciało jak i pokój, byłam ubrana zaledwie w zwykłe podkolanówki oraz bluzkę Josha. Wszytko było by pięknie, ale nie jest. Nigdy nie jest. Spieszymy się kochać ludzi, ale tak na prawdę miłość jest do bani. Jest twoją słabością, a najgorszym przeciwnikiem jest osoba, którą kochasz. Widząc wyjeżdżający samochód, który dobrze znałam odstawiłam mój czarny kubek na biurko, schodząc z parapetu założyłam swoje trampki. Dzisiaj planowałam kompletnie nie opuszczać tego domu, ani nie pokazywać się nikomu na oczy, ale jak widać życie chce inaczej. Moje włosy były związane w koka, który ledwo się trzymał, a na twarzy nie miałam makijażu chociaż nie jestem osobą, która bardzo się maluje. Obejrzałam się dookoła czy przypadkiem nikogo nie w korytarzu, na szczęście byłam sama co oznacza, ze większość jest, albo na dole, albo wyszli. Schodząc po schodach widziałam jak oczy innych wypalają dziury we mnie, albo wyobrażają sobie jak ginie i mają święty spokój. Mocny zapach pizzy jednak wyrwał mnie z jakichkolwiek myśli. Nic nie jadłam od kilku dni, mój brzuch domaga się jedzenia, ale ja nie mogę muszę być chuda!
- Otworzy ktoś? - zapytałam.
- A nie możesz ty? - odpowiedział Matt.
- A ty? - prychnął podchodząc do drzwi w których stał Zayn razem z Emily. Oboje wyglądali na przejętych, wystraszonych. Gdzie jest Styles? - Jasne, czujecie się jak u siebie. - z sarkazmem powiedział Matt.
- Co się stało? - zapytałam.
- Mamy problem. - westchnął Zayn. - I to poważny. - dodał.
- Do rzeczy Malik! - Ashley wyszła z kuchni z szklanką w ręku.
- Napadli na nas. Pobili Alex. - odpowiedziała Emily. - Wypowiedzieli nam wojnę. - dodała szeptem. Ulżyło mi wiedząc, że nie chodzi o niego. Dlaczego ja się nim przejmuje? Panowała cisza, każdy myślał co teraz, chciałam zapytać gdzie Styles, ale wiedziałam, ze tylko pogorszę sprawę i będzie jeszcze gorzej.
- Co robimy? - zapytałam.
Muszę przyznać, ze pierwszy raz mam kompletną pustkę w głowie. Nie mam pojęcia jaki może być plan, przecież wcale tak miało nie być. On miał się przestraszyć.
~*~
- Nie rozumiecie. Może Tom odpuści i wszystko wróci do normy? - otworzyłam drzwi od mojego samochodu.
- W jakim ty świece żyjesz? Ewentualnie może się bardziej nakręcić. - Ashley usiadła obok mnie. Zapaliłam silnik chcąc ruszyć. Włączyłam radio które zostało za chwilę wyłączone. Przekręciłam oczami wiedząc że tłumaczenie jej będzie zbyt trudne. Dlaczego nie widziała że jednak jest mała szansa? Rozumiem Josha, ale w sumie tez nie zbyt.
- Razem z Kubisiem Puchatkiem i Prosiaczkiem wpierdalamy miód na drzewie, a ty w jakim? - zapytałam z sarkazmem.
~*~
Przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę chciałam rzucić się na nią i błagać, aby przestała się na mnie obrażać. Wiem, może to był głupi pomysł, ale była nadzieja, która podobno jest ważna.
- Gdzie jest do cholery Styles?! - wydarł się Malik.
- Jeszcze tego nam tu brakuje. - sykła Ashley mierząc mnie groźnym wzrokiem. Usiadłam na kanapie obok Krisa. Muszę przyznać, że jestem tutaj kompletnie nie przydatna. Moje myśli wogólę nie były na miejscu, a ludzie mnie nie chcieli do tego jeszcze kompletnie miałam to gdzieś. Chciałam iść do pokoju, zamknąć się i wpatrywać w widoki za oknem, każdy może mieć chwile przerwy, prawda? Pizza przede mną wcale nie uratowała sprawy. Nie mogę jej zjeść bo przytyje, przytyje czyli będę grubsza a tego nie chce. Wymiotować nie mam siły, więc po prostu chyba odejdę. Wstałam krzyżują ręce na piersiach ruszyłam w stronę schodów ignorując pytania, uwagi w moją stronę. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął Styles, który wyglądał jak by nigdy nic. Jego mina była całkiem poważna jak zawsze, ruszył do pozostałych zamierzając mnie wzrokiem od góry do dołu. Odwróciłam się wchodząc na górę. Cóż Tom wygrał, poddaje się.
- Przepraszam tato. - wyszeptałam sama do siebie. Zatrzasnęłam drzwi wracając na parapet. Na dworze było już całkiem ciemno, ale wcale mi to nie przeszkadzało, wpatrywałam się bez celu w gwiazdy. Zawsze wydawało mi się, że gdzieś tam jest mój tata, ale prawdę mówiąc, zawiodłam. Zawiodłam po całości jak zawsze to robię, uciekłam. Dałam się ponieść emocjom. Ból i wściekłość jaka biła od moich przyjaciół zbyt mnie bolała, abym mogła szukać teraz jakieś zakichanej Alex. Cóż owszem powinnam jej pomoc, pomoc im wszystkim, ale kto pomoże mi? Przecież nie mogę pomagać wszystkim, czasami sama potrzebuje pomocy. Trzaskanie co chwile drzwiami doprowadzało mnie do szału, moje zdjęcia na biurku co chwile się trzęsło. Oh, czy ja naprawdę martwię się o jakieś popieprzone obrazki?
Co ze mną Jest nie tak?
Widząc jak wszyscy pakują się do samochodów po czym odjeżdżają z piaskiem postanowiłam zjeść chociaż mały jogurcik. Przecież nie mogę cały czas siedzieć i czekać na śmierć, albo aż zemdleje z głodu. Cisza, w całym domu panowała idealna cisza, która bardzo mi pasowała. Wyjęłam z lodówki jeden naturalny jogurt, a drzwi od domu się otworzyły. Jedynie co przychodziło mi w tej chwili, to ze Bóg mnie nienawidzi. W drzwiach stanął Styles szukający czegoś po pomieszczeniu za niego wyłoniła się Alex cała pobita we krwi. Zauważając mnie powiedział coś do dziewczyny po czym pomógł jej wejść do środka. Przyglądałam się jak ta ostatnia kretynka. 
- Przydaj się do czegoś. Zajmij się nią.
- Styles.
- Muszę iść. Pogadamy później. - drzwi się zamknęły za nim, a ja zostawiając jedzenie na blacie podeszłam do dziewczyny. Jej twarz była całą opuchnięta, a usta oraz brew rozcięta. Przy nosie była widoczna krew, jej oczy były zamknięte. Najciszej jak potrafiłam ruszyłam do łazienki po jakieś waciki i inne rzeczy. "Przydaj się do czegoś." słowa bruneta ciągle powtarzały się w mojej głowie. Co on miał na myśli mówiąc, ze mam się do czegoś przydać? Czy jestem bezużyteczna? Zabierając apteczkę oraz kilka dodatkowych rzeczy wróciłam do śpiącej dziewczyny. Ostrożnie zaczęłam jej wycierać rany.
- Spokojnie nie jestem z porcelany. Harry po prostu zbyt się troszczy. - oznajmiła dziewczyna zabierając ode mnie waciki z wodą utlenioną. Troszczy? On się potrafi o kogokolwiek troszczyć? Alex była naprawdę ładna, nawet opuchnięta.
- Powiesz co się stało?
- Nie jesteś w temacie? Ah no tak, zapomniałam, że właśnie teraz wzięło Ci się na smutki. - prychała. 
- Nie prawda. - broniłam się. - To nie tak. Po prostu nie jestem tutaj sama.
- Oh, ale ty dowodzisz.
- Ashley również.
- Hiley lubię Cię. Mówię całkiem poważnie, ale nie chce, abyś się marnowała. Właśnie Tom wypowiedział nam wojnę, uważasz, że to dobry czas na załamania?
- Nie jestem załamana, nigdy nie byłam, nigdy nie będę. - odpowiedziałam. Tak, właśnie nie jestem załamana. Po prostu czasami muszę chwile pomyśleć, odpocząć.
Alex ma rację, jestem żałosna. Powinnam od razu wziąć się za robotę, a nie robić z czegoś wielkie halo.
- Wyłącz uczucia. - szeptała mi do ucha zasypiając. Wyłączyć uczucia? Kiedyś tak zrobiłam i wcale to nie był dobry czas dla innych, ale dla mnie tak. Miałam wszytko gdzieś, nie przejmowałam się niczym.
No dawaj Mirthon!
*Ashley
- To jest bezmyślne i beznadziejne! - oznajmiłam. Bardzo bym chciała właśnie zapytać o zdanie Hiley. 
- A masz lepszy? - zapytał Matt.
- Tak. Możemy porwać jego człowieka, a nie napadać na jego dom gdzie ma ponad pięćdziesiąt ludzi, a nas jest tylko  dziewiątka! Jak wojna to wojna, ale chyba nie chcemy jej nie przeżyć już pierwszego dnia! - wsparcie przyjaciółki teraz by przydało się najbardziej. Matt zatrzymał gwałtownie samochód, a jadący za nami Black również stanął. Wszytko działo się tak szybko, oni chcieli zemsty, a my mamy im pomoc w misji samobójczej. Cudnie. Zayn wsiadł obok nas cały wściekły.
- Co do jasnej cholery?
- Nie myślisz, ze to misja samobójcza? - zapytałam.
- Nie są przygotowani może nam się udać.
- Oh, a pomyślałeś ile jest ich, a ile nas?
- Dany radę!
- Nie damy! Nie chce być martwa. Wypisuję się. - wyszłam z samochodu. Szłam przed siebie, tak na prawdę nie wiedząc gdzie jesteśmy. Wszędzie dookoła były same drzewa, a na niebie same gwiazdy.
- Bront! Nie wygłupiaj się! - biegnący za mną Zayn krzyczał. Ignorowałam go na tyle ile byłam w stanie. - No dalej! Ashley! Stój! - szybkim ruchem zostałam odwrócona. Moje ręce były na klatce piersiowej chłopaka, który obejmował mnie w pasie. Może wygląda to jak kłótnia zakochanych z daleka, ale wcale tak nie jest.
- Malik, puszczaj. - zaczęłam się szarpać.
- Co jest do cholery jasnej?! - głos mocno wkurzonego Stylesa dobiegł z samochodu. Zayn szybko mnie puścił idąc do niego, mogę przesiąść ze on się jego boi jak małe dziecko. Obserwowałam go, dzisiaj wyglądał jak zawsze, włosy codziennie ułożone w taką samą fryzurę, a ubrania w ciemnych kolorach, tylko oczy inne. Jego oczy nie były jak zawsze, ciemne przepełnione gniewem. Raczej bólem, strachem, troską. Całkiem dziwne jak na takiego człowieka jak on, ale mówiąc szczerze. Każdy jest wystraszony, każdy bez wyjątku. Szyba od czarnego samochodu otworzyła się, a ręka Zayna pokazała, aby jechali w drugą stronę. Mogłam powrotem wrócić do samochodu.
- Udało Ci się. Brawo. - powiedział Kris włączając radio. Położyłam głowie na oparciu fotela wpatrując się w szybę. Może ta wojna nie będzie taka zła? Może uda nam się wyjść bez niepotrzebnych niespodzianek? Kto wie co się jeszcze może wydarzyć, przecież nikt nie zna przyszłości. Jeżeli ktoś by ją znał jaki by był sens życia?

------------------------------------------------------------------------------------------------
HEJ, SIEMANO, CZEŚĆ I CZOLEM :D
Ogłaszam wielki powrót Battle!! Miałam małą zawieszkę, szkołę, sami rozumiecie, ale po dłuższym namyśle postanowiłam was nie opuszczać :P mam nadzieję, że wy mnie też nie opuśćcie.
ROZDZIAŁY będę dodawane raz w tygodniu, CHYBA, ze będę miała dużo nauki, czy cokolwiek innego będzie dodany później.
Zapraszam na mojego drugiego bloga. Linka macie w poprzednim poście jak i obok po prawej stronie :)
WIDZIMY SIĘ W NASTĘPNYM ROZDZIALE I PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY ORAZ INNE NIEDOCIĄGNIĘCIA.

wtorek, 30 września 2014

OGŁOSZENIE STRASZNIE WAŻNE, ŻE AŻ PARAFIALNE !

Więc pierwsza sprawa jest taka moi kochani. 
Nie wiem czy dobra, czy zła, ale to zostawiam wam. Eh przejdę do rzeczy. Więc mam ostatnio mało chęci i weny na pisanie dalej tego bloga. Tak jakoś. Chcę go zawiesić w ostateczności usunąć, ale jak zawsze jakieś jest, jeżeli chcecie (bardzo) mogę prowadzić go dalej. Tylko pytanie do was: Czy tego chcecie... 

Więc druga mniej ważna sprawa jest taka. Założyłam nowego bloga. Tym razem nie tylko na blogsopt, ale i na Wattpad! zaszalałam he he he :D 

Wattpad 

Blogsopt


ZAPRASZAM !

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 8 "Ona jest moją dziewczyną."



*Hiley
- Nie możesz mnie zabić. - wyszeptał. Na jego czole zaczęły pokazywać się krople potu. Widząc jego strach i świadomość, że mogę z nim zrobić wszytko w jego oczach, dawała mi wielką przyjemność. Może było to z mojej strony samolubne, ale co mogłam zrobić? Ojciec chciałby żebym znalazła kto był sprawcą jego śmierci. 
- Jesteś pewny? - ścisnęłam dłoń na jego szyi, próbował się oderwać od ściany, ale napierałam na nim całym swoim ciałem, możliwość uwolnienia była nierealna. Przymrużyłam oczy wpatrując się z gniewem w chłopaka. Żadne słowa przyjaciół nie dochodziły do mojego umysłu, jak by zamknął się skupiając się na jednym - zemście. Po śmierci ojca czułam się identycznie, dlatego nienawidzę jak zależy mi na kimkolwiek. Takie osoby są twoją słabością, dlatego każdy ma jakąś.
- Wiesz, że tego nie zrobiłem. Nie potrafisz mnie zabić. - lekki, prawie nie widoczny uśmiech pokazał się na jego ustach. Miał rację i dobrze o tym wiedział. Mimo, że nienawidzę go najbardziej nie potrafię po prostu go zabić, patrzeć jak cierpi jako żywy. Zależało mi na nim? Oczywiście, że nie. To nawet nie możliwe. Odsunęłam się, chłopak opadł na ziemię trzymając się za gardło łapiąc głębokie wdechy. Czasami chyba nie doceniałam jaka jestem silna. Atmosfera rozluźniła się, a ja spokojnie mogłam usiąść na jednym ze starych krzeseł, czekając na resztę osób. Harry nie jest moją słabością ponieważ mi na nim nie zależy, ale widok jego w kałuży własnej krwi przerasta mnie. Cokolwiek jest między nami wiem, że nie skończy się za szybko, a zakończenie może być różne.
- Słyszałem, że Tom jedzie dzisiaj w wyścigach. Miejsce to znajduję się godzinę drogi stąd. - Kris trzymając swój telefon w dłoni mówił. Spojrzałam na Ashley, która rozmawiała z Matt'em. Liczyłam, że oznajmię jej mój pomysł jak to miałyśmy w zwyczaju. Dziewczyna musiała zawzięcie tłumaczyć coś chłopakowi nerwowo gestykulując rękoma.
- Trzeba tam pojechać. - Alex odpowiedziała. Powstała cisza, a każdy był zwrócony w stronę blondynki. Muszę przyznać, że dziewczyna wyjęła mi słowa z ust.
- Hiley zbieraj się. - klaszcząc w dłonie Kris wstał chowając swój telefon do tylnej kieszeni. Kris kochał wyścigi podobnie jak ja więc nasza obecność nie zwróci uwagi nikogo. Miałam już podnosić się , kiedy zachrypnięty głos Stylesa rozniósł się po pomieszczeniu.
- Nie. - otworzyłam lekko buzę, aby powiedzieć coś zapewnię niemiłego, ale po raz kolejny tego dnia ktoś mnie wyprzedził. Jeżeli ktoś jeszcze chociaż raz to zrobi, uduszę.
- Styles ma rację. - otworzyłam szerzej oczy. Nic nie rozumiałam z ich dziwnej gadki. Malik oparł się o ścianę krzyżując ręce, kontynuował. - Jeżeli Mirthon pojedzie z Harrym, Tom na pewno się zdziwi. Myśli, że jesteśmy wrogami, a jak byście udawali parę mogło by go to zdezorientować.
- Co? - odpowiedziałam równo z Josh'em. Rozumiem współpracę co jeszcze przeżyję, ale udawać związek z NIM? Nie mieściło mi się to w głowie. Jestem więcej niż pewna, że moja twarz jest biała jak ściana, a oczy szeroko otwarte.
- Nie ma mowy. - Josh zaczął protestować. - Ona jest moją dziewczyną. - chłopak objął mnie w pasie przysuwając do siebie. Jest słodki jak się kłóci z Harry'm o mnie. Każdy wsłuchiwał się czekając co się zaraz stanie, za pewnie większość marzy o jakieś bójce.
- Nie sraj Bailey. To tylko ustawka, może się przestraszny wtedy. - Zayn nie dawał za wygraną. Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw w głowie doszłam do wniosku, że to nie głupi pomysł. Wiedziałam, że zgadzając się zranię Josha jednak zrobię wszytko dla dobra gangu i żeby ich chronić. Skoro Tom widzi zagrożenie we mnie oraz Styles'ie dlaczego nie poudawać. Jedynym problemem było to że, nie chciałam udawać. Kocham Josha, ale to co jest między mną, a nim jest cholernie dziwne.
Świruję.
- O której? - wyszeptałam. Czułam groźny wzrok przyjaciółki, nie chciałam patrzeć w jej stronę. Jednak nie umiałam powstrzymać nie spojrzeć na Josha. Jego niebieskie oczy pokazywały rozczarowanie, zawiedzenie, ból. Przełknęłam ślinę odganiając od siebie jakiekolwiek uczucia.
- Za godzinę będę po ciebie. - przytaknęłam, jak najszybciej chciałam opuścić to miejsce. Z myślą, że zawiodłam jedną z osób, którą kocham oraz fakt że muszę udawać dziewczynę jego. Kompletnie mnie dobijał.


- Odbiło Ci? - poczułam czyjąś rękę na ramieniu, która szybko odwróciła mnie w stronę osoby. Ashley razem z Josh'em stali przede mną z miną jak by zaraz mieli mnie zabić. 
- Nie rozumiecie. Może Tom odpuści i wszystko wróci do normy? - otworzyłam drzwi od mojego samochodu. 
- W jakim ty świece żyjesz? Ewentualnie może się bardziej nakręcić. - Ashley usiadła obok mnie. Zapaliłam silnik chcąc ruszyć. Włączyłam radio które zostało za chwilę wyłączone. Przrkrecilam oczami wiedząc że tłumaczenie jej będzie zbyt trudne. Dlaczego nie widziała że jednak jest mała szana? Rozumiem Josha, ale w sumie tez nie zbyt. 
- Razem z Kubisiem Puchatkiem i Prosiaczkiem wpierdalamy miód na drzewie, a ty w jakim? - zapytałam z sarkazmem.
- Idiotka. - westchnęła dziewczyna włączając radio na jedną z rockowych stacji. Josh siedział z tylu wpatrując się w szybę. Muszę przyznać, że ten chłopak jest cholernie dla mnie ważny. Widząc go w lusterku czułam się jak śmieć. Myśl, że gości ranie niszczyła mnie, bo w końcu wszyscy chcą dla osoby którą kochają jak najlepiej. Przecież ja też. Chce ich chronić. Teraz jest to najważniejsze dla mnie i nic się nie liczy. 

~*~
Wtuliłam się w tors Josha. Chłopak jeździł ręką po moich plecach po których przechodziły ciarki. Cisza oraz ciemność dodawały nastroju, można było usłyszeć bicie serca moje jak i chłopaka. Palcem jeździłam po jego nagie torsie malując jakieś znaczki. Kochałam takie chwilę jak te. On i ja. 
- O czym myślisz? - wyszeptałam. Zamknęłam oczy chcąc wsłuchać się w każde słowo chłopaka jak by to miały być jego ostatnie. 
- O nas. O tobie. - uśmiechnęłam się. Znane uczucie w brzuchu tak zwane motylki czułam jak roznoszą mój brzuchu, a serce przyspiesza. 
- A dokładniej? - zapytałam podnosząc się. Siedziałam okrarkiem na chłopaku opierając się na łokciach. 
- O tym żebym Cię właśnie przeleciał. - zaśmiałam się. 
- Więc czemu tego nie zrobisz?  - wyszeptałam mu w usta. Czułam jak się uśmiecha.
- Bo wolę się z tobą kochać. - zaśmiałam się czując jak chłopak przewraca mnie na plecy, a sam wpija się w moje usta.
~*~

- Hiley! - krzyk Ashley wyrwał mnie ze wspomnień. Przed sobą widziałam samochód zmierzający prosto na nas. Mocno skrecilam w bok wyjeżdżając na trawę i mocno hamując. Odetchnelam zresztą jak wszyscy inny w samochodzie. Właśnie bym spowodowała wypadek przez moje wspominania. Czemu straciłam kontakt z życiem rzeczywistym? Nigdy nie zdarzało mi się coś takiego. Zdezientowana spojrzałam na brąz włosa drzew czuje która trzymała twarz schowaną w dłoniach. 
- Co się z tobą dzieje do cholery?! - ciężki wkurzony głos chłopaka rozniosł się po samochodzie. 
- Dobre pytanie. - odpaliłam silnik lekko trzesacymi rękoma i ruszyłam dalej próbować nie wspominać już nic. 
                                  
*** 
https://m.youtube.com/?hl=pl&gl=PL#/watch?v=Wmo2dJk-TEE

Stałam przed domem czekając na Stylesa. Byłam ubrana jak zawsze w czarne rurki, czarne buty na obcasie oraz fioletową bluzkę na której była czarna skórzana krótka. W palcach przewracałam papierosa nerwowo ruszając nogą. Od przyjazdu do domu nie odezwali się do mnie ani słówek. Nikt. Czym jestem winna? Czuje się jak bym ich zawiodła, albo zrobiła coś bardzo złego co w moim przypadku musiało by być bardzo złe. Jednak żadne z tych rzeczy nie pasuje do sytuacji. Samochód podjechał, a ja wyrzucają niedopalonego papierosa weszłam siadając na przednim siedzeniu. Samochód od razu ruszył z piskiem opon. Jak bym wiedziała że to się tak skończy nigdy bym się nie zgodziła. Jednak nie cofne czasu i muszę udawać dziewczynę tego idioty. Dopiero teraz spojrzałam na mojego towarzysza. Był wpatrzony W drogę przed sobą zapewne nie spowoduje wypadku jak prawie zrobiłam to ja. Jego loki były zaczesane do tyły i miałam wrażenie że je podciął. Na sobie miał zwykłą koszulkę oraz rurki. Zwyczajnie, ale seksownie cały on. 
- Nie dasz mi buzi? - stojąc na światłach spytał mnie robiąc dziubek. 
- W dupe mnie pocałuj. - warkłam. 
- Ktoś nie ma humoru. Nie dobrze. - podsmiewajac się mówił. Światła się zmieniły więc ruszyliśmy dalej. 
- To nie radzę mnie prowokować. 
- Nie moja sprawa, ale co się stało? 
- Właśnie, nie twoja sprawa. Więc jeżeli mamy jechać dalej zamknij jadaczkę i jedz. - Harry zaczął śpiewać piosenkę lecącą w radiu, a ja miałam ochotę go udusić. 
- Jaki jest plan? - zapytałam wyłączając radio. 
- Jak to jaki? Mirthon jesteś moją dziewczyną, skarbie. 
- Nie ciesz się tak. Nie zaliczysz, skarbie. - chichot chłopaka rozniosł się po samochodzie. 
- Jeszcze zobaczymy. - zaśmiałam się wpatrując się w szybę. Reszta droga na moje szczęście przeszła w ciszy. Zaparkowalismy przed wejściem na tor gdzie nie dało się już wjechać samochodami. Wytarłam dłonie o spodnie lapiąc za klamkę od drzwi. 
- Tylko wiesz. - zaczął chłopak. Odwrocilam głowę w jego stronę marszczac brwi. - Nie wyobrażaj sobie za dużo. Wiem że jestem boski. - wyszrzrczyl się pokazując rząd białych zębów. Szybko opuścił samochód. Przeklinając samą siebie i jego w myślach wyszłam. Warkot silnika oraz tłum ludzi od razu wpadło mi w oczy. Zatrzasnelam drzwi rozglądając się dookoła. Kiedyś przyzjeżdżałam dość często, to tutaj nauczyłam się jeździć. Czując jak ktoś splata moje place że swoimi przeszły mnie dreszcze. Wysoki chłopak o brąz lokach stał obok mnie zapewnienie szczerząc się jak chory psychicznie. 
- Idziemy czy będziesz się tak uśmiechał jak byś pornole oglądał? - zapytałam lekko szarpać jego dłoń. Przymrozyl oczy, a na jego twarzy pokazał się grymas. 
- Skąd wiesz jak wyglądam oglądając pornosy? - otworzyłam szerzej oczy. 
- O boże. - westchnęłam biorąc głęboki wdech. "No to idziemy." powiedziałam w myślach po czym ruszyłam. Każde osoby które mijalismy patrzymy na nas obgadujac na kaszy możliwy sposób. Swoją drogą ludzie robili nam przejście więc nie przeszkadzało mi. Musiałam się wczuć w swoją rolę, ale czy to była tylko rola? Usmiechnelam się mocniej sciskając dłoń chłopaka. Serce było mi szybciej, a umysł próbował analizować każdy możliwy szczegół. 
- Rozluźnij się. - szepnął mi do ucha Styles, a moje ciało jak na zawołanie rozluzniło się. Szylismy tak aż do miejsc gdzie znajdował się Tom z jakimś innym gościem z którym będzie się ścigał. Jego oczy od razu stanęły na naszych wplecionych palcach. 
- Wy tutaj? - spytał. Jego lekki zarost dodawał mu kilka lat. Muszę przyznać że jest przystojny jednak zbyt go nienawidzę aby myśleć pod takim kątem. 
- Dlaczego byśmy mieli nie być? - zachrypniety głos Harrego przekrzykiwał hałasy. 
- Razem. - dodał Tom ignorując pytanie Stylesa. 
- Nigdzie nie chodzę bez mojego chłopaka. - starałam się powiedzieć jak najbardziej prawdziwie. "Mojego chłopaka." to było na prawdę bardzo trudne nazwać go właśnie tak. W ręce załapałam jego twarz. Zielone lekko świecące się oczy wpatrywaly się w moje. Złożyłam lekki pocałunek na jego ustach. Czując cholerne pożądanie szybko odsunęłam się od chłopaka. Jego zabójcze spojrzenie miałam przed oczami a smak jego ust czułam na swoich. Czułam się jak piętnastolatla przebywająca swój pierwszy pocałunek. 
- Nie widziałem. Pracujecie razem? 
- Sądzę że nie powinno Cię to zbyt interesować. - śmiech Toma draznil moje uszy. Kręcił przeczaco głową palec trzymając na ustach. 
- Wiesz Styles. Niedługo będziesz pracować dla mnie. - czułam jak mieście chłopaka się napieły.
- Nie w tym świecie.  - odwróciła się na pięcie. 
- Miłej przegranej. - rzuciłam w jego stronę z uśmiechem. Za chwilę zniknelismy w tłumie. Staliśmy oglądając wyścig jak na razie Tom przegrywał co dawało mi wielką przyjemność pominajac rąk Stylesa na moich biodrach. 
- Czyli to prawda? Wy razem? - odwróciłam głowę słysząc głos mojego starego przyjaciela. Dick szedł w naszą stronę z uśmiechem na ustach. - Wiesz co Ci powiem Mirthon? Że prędzej bym sądził że będę gejem niż ty będziesz z nim. - zaśmiałam się uwalniając się w uścisku bruneta.  Przytuliłam Dicka. 
- Ile to czasu? Dwa? Trzy lata? - zapytałam odchodząc dalej. 
- Dużo. Co u Ciebie słychać?
- Można powiedzieć ze dobrze, a u ciebie? Nadal robisz jako mechanik? 
- Tak. Po staremu i tak do śmierci. - zaśmiał się nerwowo. Krzyki osób zwróciły nasza wagę. Właśnie samochody dojeżdżały do mety. Samochód przeciwnika Toma był pierwszy więc zagwizdałam bijąc brawo. 
- Wiedziałem ze skubany przegra. - Dick po tych słowach odszedł zapewnie odebrać nagrodę za dobre zastawienie. Czując ulgę że wreszcie możemy ruszyć do domu uśmiech pokazał się na moich ustach. Poczułam jak dłonie chłopaka odwracają mnie w jego stronę usta łącząc w namietnym pocałunku. Muszę przyznać że cholernie dobrze całuje. Oderwałam się od niego widząc wielki uśmiech na ustach przewrociłam oczami. Odwracając się tyłem do chłopaka uśmiechnęła się. W mojej głowie panował tylko Harry i jego delikatny dotyk, hipnotyzujace oczy, idealne usta. Tom, Josh i inni nagle stali się nie ważni, w wszystkie problemy jak by znikły. Przepchałam się przez ludzi wchodząc do samochodu chłopaka. Za chwilę jechaliśmy w ciszy. Przygryzłam dolną warge wspominając dzisiejszy wieczór. 
- Chyba się udało. - spojrzałam przed siebie. Latarnie oświecaly nam drogę. 
- Miejmy nadzieję. 

 


sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 7 "W końcu jesteśmy rodziną."


*Hiley
Minął tydzień. Tydzień od śmierci Blackwooda. Nie mogę w to uwierzyć, że człowiek, którego znałam od dziecka, który był dla mnie wzorem, umarł. Jeżeli nie ten głupi wyścig, który był pomysłem Stylesa żył by. Przyglądałam się własnemu odbiciu, byłam ubrana na czarno, a włosy miałam przeczesane palcami.

~*~
Biegłam ile sił w nogach nie chcąc być dogoniona przez wujka. Zabawa w berka w naszym wielkim domu była idealna. Wujek Blackwood gonił mnie po całym salonie. Uważając na rzeczy po drodze chowałam się za meblami. W końcu brakowało mi sił,  a mężczyzna złapał mnie za biodra podnosząc do góry. Rozłożyłam ręce udając, że latam. Moje małe gołe stopy dotknęły miękkiego brązowego dywanu. Na białej kanapie siedzieli moi rodzice. Podeszłam siadając między nimi z uśmiechem na ustach.
- Wujek przeczytasz mi na dobranoc bajkę? - spytałam. Mogę przyznać, że jak na czteroletnią dziewczynkę mam dość dobrą wymowę.
- Przeczytam tylko nie "O psie, który jeździł koleją." - zachichotałam.
- Dlaczego? Ona jest fajna! - wykrzyczałam podnosząc ręce.
- Jest smutna, a ja nie chcę znowu płakać. - zaprotestował udając dziecinny akcent. Zaczęłam się śmiać.
- Dobrze. Ty wybierz.
- Wujek lubi Kubusia Puchatka. W końcu jest do niego podobny. - tata wyszeptał mi na ucho. Przytaknęłam wstając i podchodząc do wujka.
- Tak! Jest misiem, dużym misiem. - łapiąc jego palec od dłoni zaczęłam iść w stronę pokoju.
~*~

 Łza spłynęła po moim policzku, szybko ją otarłam nie chcąc płakać. 
Bo płacz oznacza słabość, a ja muszę być silna. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, odwróciłam głowę widząc w nich mojego brata. Z jednego dnia zrobił się tydzień, jednak nadal z nim nie rozmawiałam na poważnie, a pozwoliłam mu zostać bo nie miałam siły na myślenie, czy jakiekolwiek protesty.
- Jak się trzymasz? - omijając go ruszyłam w stronę łóżka znajdującego się na samym środku pokoju.
- A jak mam się czuć? Przez głupi wyścig Stylesa, wujek zmarł. Dowiem się kto był sprawcą i umrze w męczarniach. - odpowiedziałam pewna siebie wpatrując się w okno. Jestem więcej niż pewna, że to sprawka kogoś z ludzi Stylesa, albo Toma, zrobię wszystko, aby się dowiedzieć. Brunet usiadł na drugim końcu łóżka wpatrując się we mnie.
- Nie wiń go. To mógł być wypadek.
- Wpadek?  - wstałam odwracając się w stronę Asthona. - Wypadek powiadasz? Nie wierzę w to. Styles to wymyślił i jak by nie to on by żył. Nie znasz go, okej? Nie masz z nim wspomnień, bo miałeś zaledwie 2 lata jak był najwięcej w moim życiu! - wykrzyczałam. Ku mojemu zaskoczeniu Asthon przytulił mnie. Silne ramiona ściskały mnie, jak bym miała zaraz uciec, albo się rozpaść. Odwzajemniłam uścisk chowając głowę w jego ramionach. Czułam się bezpieczna, czułam, że komuś na mnie zależy, że mam rodzinę, taką prawdziwą rodzinę. Tego uczucia nie czułam latami.
- Miałem 12 lat nie zbyt dobrze pamiętam to wszytko co się wydarzyła, ale tatę również jak przez mgłę. - zaczął chłopak nie wypuszczając mnie z ramion. Milczałam czekając na dalsze słowa brata. - Mama nie chciała o nim opowiadać. Twierdziła, że lepiej dla mnie jak mało wiem o tobie i ojcu. - zbyt nie zdziwiło mnie to co usłyszałam. Od najmłodszych matka traktowała mnie jak nikogo, a ojciec nie pozwalał mnie zostawić, dlatego zrobiła to jak on odszedł.

~*~
- Mama Cię kocha, tylko tego nie pokazuje. - powiedział ojciec zakładając kosmyk moich włosów za ucho. Siedziałam przy jeziorze z nogami spuszczonymi w dół. Właśnie pokłóciłam się z mamą o porządek w moim pokoju. Może to żałosne, ale kobieta czepia się mnie o wszystko, więc taki powód też jest dobry. Zamiast iść z Ashley do przyjaciółki siedzę na dworze z tatą, ale wolę to niż z matką. Nie jestem rozpuszczoną czternastolatką, ale przysięgam, że ona mnie nienawidzi. 
- Proszę Cię. Przestań kłamać. - wymamrotałam. 
- Zaufaj mi. Może nie jest idealna, ale w głębi Cię kocha. - czując łzy w oczach przełknęłam ślinę.
- Obyś miał rację, tato. 
~*~

Niestety, ale nie miał racji. Przypominając zdarzenie z przed kilku tygodni przed śmiercią ojca przestałam słuchać Asthona. Właśnie siadałam na łóżku zakładając nogę na nogę.
- Dlatego chciałbym odwiedzić grób ojca i żebyś mi o nim opowiedziała. - wpatrywałam się w jego brązowe tęczówki. Potrafię opowiadać o tacie? Chłopak go nie pamięta, a przeszkodą była ona. To mama zawsze nas rozdzielała. Cierpiałam tylko i wyłącznie przez nią. Po dłuższej ciszy przytaknęłam zabierając kurtkę zawieszoną o fotel. W domu panowała cisza więc każdy wyszedł. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę cmentarza. Kiedyś chodziłam codziennie nad gród ojca, cóż to był trudny dla mnie i jak Seleny czas. Dwie czternastolatki muszą same sobie poradzić jedyne co było dobre, że miałyśmy kochanych sąsiadów. 
- Tata był. - zaczęłam. - Najlepszy. Owszem miał swoje wady, ale starał się jak mógł abyśmy mieli jak najlepiej. Kochał mamę jednak bez wzajemności. - wszystkie wspomnienia pojawiały się przed moimi oczami. Chwile za które oddałabym wszystko, aby do nich wrócić i te, które za wszelką cenę wymazałabym z pamięci. - Za pewnie mówiła Ci jacy to my źli jesteśmy. - spojrzałam na Asthona.
 - Nie. Nie mówiła nic. Zawsze odbiegała od tematu. - czyżby mama miała wyrzuty sumienia? Wątpię.
- Tata robił wszytko, żebym nie zauważyła że mnie mama nienawidzi dlatego poświęcał mi więcej czasu. Ty zawsze byłeś syneczkiem mamusi. - zaśmiałam się wchodząc na cmentarz. Dookoła różne groby, a w nich jeden mojego ojca. Podeszłam do niego, wpatrywałam się nie chcąc się rozpłakać. W dłoni ściskałam naszyjnik, który dostałam od niego na ostatnich urodzinach jakich był.
 - Był szefem gangu, który prowadzę teraz ja z Ashley. - odezwałam się  po dłuższym czasie. - Zginął na jednej z akcji. Do dzisiaj nie wiem co stało się na prawdę. Kochał Cię. 
- Myślisz? 
- Wiem to. - uśmiechnęłam się lekko. 
- Nienawidzę mamy za to co robiła, za to że zostawiła mnie w wieku czternastu lat samą. Nigdy nie odezwała się, ale wiesz co jest jeszcze gorsze? Że wmawiałam sobie tyle czasu, że muszę prowadzić takie życie bo. bo tata tak by chciał. Tak na prawdę szukałam zemsty, zaczęłam nienawidzić ludzi więc zabijanie ich była dla mnie przyjemnością. Nienawidzę siebie! - wykrzyczałam ze łzami w oczach.
Taka była prawda. Moje życie tak wglądało i wygląda. Nie zmienię tego bo nie potrafię. 
- Matka zawsze robiła wszytko, abym był najlepszym we wszystkim, ale ja chciałem poznać ciebie. W końcu jesteśmy rodziną. - wtuliłam się w brata. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że to matka nas rozdzieliła, ale nie musi tak być. 


*Harry 
 Od rana chodzę szukając informacji na temat Toma. Za chwilę musiałem znaleźć się w magazynie na pierwszym spotkaniu połączonych gangów. Jechałem najszybciej jak mogłem, aby zdążyć przed Evil. Przed magazynem nie widziałem żadnych nieznanych mi samochodów, więc mogłem być z z siebie dumny że zdążyłem. Zabierając zdjęcia oraz informacje z tylnego siedzenia szybko ruszyłem do środa. Od razu Zayn podszedł do mnie biorąc rzeczy z moich dłoni. Bałem się że Hiley zwali na mnie wypadek Blackwooda bo jak się orientuje byli bliscy sobie. Nie zrobiłem tego, ani nikt z moich ludzi, a tak zaczynać współpracę nie było sensu. Do magazynu weszło Evil w komplecie. Nie widziałem nowego towarzysza Mirthon z którym pokazała się na wyścigach. Dziewczyna przejechała wzrokiem po każdym w pomieszczeniu, a zatrzymała się na mnie. Stałem obserwując ją.
Ruszyła w moim kierunku, a ja mając różne scenariusze w głowie byłem gotowy do wyjęcia broni. Dziewczyna podbiegła go mnie łapiąc mnie za szyję i mocno uderzając moimi plecami o ścianę. Zamknąłem oczy czekając na dalszy przebieg zdarzeń. Każdy z naszych przyjaciół celował w osobę z drugiego gangu. Jej brązowe tęczówki były całe czarne, a uścisk bardzo mocny. Muszę przyznać, że jak na taką dziewczynę jest silna. 


wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 6 "Nie mogę Cię odwiedzić?"




 *Hiley
Opierając się o framugę  drzwi stał mój brat Asthon. Chłopak o brązowych oczach, krótkich włosach postawionych do góry i niesamowitych mięśniach, a jednak był dyrektorem jakieś tam firmy. Otworzyłam buzie, a oczy wpatrywały się w chłopaka.
 Ubrania leżały przy moich stopach w kompletnym nieładzie. Nie widziałam go od pięciu lat, a naglę zjawia się w moim pokoju. Brat wyjechał z matką po śmierci ojca zostawiając mnie samą ze wszystkim. Od kąt pamiętam zawsze był synusiem mamusi. Chciałam rzucić się na niego zacząć go wyzywać oraz przytulić i płakać, ale stałam jak by mnie coś wmurowało w ziemię. Nie mogłam się ruszyć, a oddech przyspieszył.
- Co ty tu ronisz? - wyszeptałam zastanawiając się czy w ogóle chłopak to usłyszał. Nie wiem czy smutek i zawiedzenie, czy złość i nienawiść wygrywało we mnie. Ale wiem jedno, jego widok cholernie mnie zabolał.
- Trudno było Cię znaleźć jesteś nieźle strzeżona, ale jak widać udało mi się. I też miło Cię widzieć. - przymrużyłam oczy. Zaczęłam zbierać rzeczy z podłogi.
- Przyjechałeś w konkretnym celu? - zapytałam podnosząc ostatnią rzecz. Wyprostowałam się na chichot chłopaka który mnie zaczął irytować. Wszystkie emocje zastąpiła złość. Mocnej ścisnęłam buta w ręku. Moje palce posiniały. Modliłam się aby ktokolwiek znalazł się w domu.
- Nie mogę Cię odwiedzić? - prycham. Zignorowałam chłopaka wchodząc do łazienki. Mocno trzasnęłam drzwiami rzucając rzeczy na pralkę. Zdjęłam z siebie za dużą koszulkę oraz bardzo krótkie spodenki. Włosy związałam w koka. Odkręciłam wodę po czyn weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody powodował ze moje spięte mięśnie rozluźniały się, a złość dochodziła. Jak on śmie przychodzić do mnie i mówić jak by nic się nie stało?
~*~
Weszłam do mieszkania. Trzasnęłam drzwiami dając znać ze jestem w domu. Klucze rzuciłam na mają szafkę w rogu pokoju. Ruszyłam do salonu, aby porozmawiać z ojcem. W salonie panowała kompletna cisza, a brat z mamą siedzieli wpatrując się w ścianę. Kilka walizek stało obok nich.
- Wyjeżdżacie? - ich głowy odwróciły się w moja stronę a wzrok matki jeździł po moim ciele. Kobieta miała zły w oczach, które spływały jej po policzkach. Alex miał smutny wyraz twarzy. - Co się stało? Gdzie jest tata? - serce zaczęło mi walić jak szalone. Myśl jaką chodziła mi po głowie nie mogła być nawet w kawałku prawdziwa.
- Hiley. Ojciec zginął, a my wyjeżdżamy. - mój mózg nie pracował. Słowa nie dochodziły do mnie. Zaczęłam kręcić przecząco głową, a łzy spływały po moim policzku. To przecież nie dzieje się na prawdę. Zaraz się obudzę i wszyscy będą razem.
- Zo..zostawiacie mnie? - wyjąkałam. Rodzicielka podeszła do mnie biorąc w dłonie moja twarz zmuszając mnie abym na nią spojrzała.
- Przykro mi kochanie, ale nie możemy Cię zabrać. Ty zawsze będziesz jak ojciec. - złożyła pocałunek za moim czole i zabierając brata odeszła. Moja mama zostawiła mnie po tym jak oznajmiła mi ze mój tata nie żyje. Mam dopiero 14 lat... Uklękłam zaczynając płakać jak dziecko. Ból był nie do zniesienia.
~*~
Zakręciłam wodę dokładnie wycierając swoje ciało ręcznikiem. Założyłam ciuchy robiąc mocny makijaż aby zakryć wory pod oczami. Zapięłam suwak od buta i gotowa wyszłam z zaparkowane łazienki. Włosy rozpuściłam przeczesując palcami. Na moim łóżku siedział Asthon. A miałam nadzieję ze już poszedł. Zaśmiałam się zabierając komórkę z biurka.
 - Jak widzisz wychodzę. Przyjdź innym razem, albo w ogóle nie przychodź. - otworzyłam szerzej drzwi pokazując ręką aby wyszedł. Chłopak wyszedł z pokoju. Z wiatrem poczułam jego mocne perfumy przez co chciało mi się kichać. Zamknęłam drzwi zbiegając po schodach.
- Może pojedziemy razem nad grób? - spojrzałam na brata z otwartą buzią. Podeszłam do niego patrząc na jego brązowe oczy.  - Albo zobaczę jak żyjesz? Jeden dzień razem?
 - Nie pasujesz tu, przykro mi. Odszedłeś razem z matką, aby nie żyć jak jak ja. Udało ci się, więc wracaj do swojego idealnego życia. - złapałam kluczyk od samochodu i wyszłam. Trzymałam otwarte drzwi czekając jak mój braciszek opuści mój dom i zostawi mnie w spokoju jak pięć lat temu. Brunet wyszedł ze spuszczoną głową. Zamknęłam drzwi na klucz, zostawiając Asthona zaczęłam się kierować do samochodu. Sprawdziłam na godzinę na wyświetlaczu telefonu, miałam dwadzieścia minut na dojazd przed samym wyścigiem. Droga to przynajmniej pół godzinny, ale nie dla mnie. Wsiadłam za kierownicę włączając silnik. Obserwowałam jak Asthon wsiada do swojego samochodu dla bogatych. Swoją droga ciekawe co u mamy i czy w ogóle żyje. Otworzyłam szybę podważając bliżej chłopaka.
- Wsiadasz? - skupiłam swój wzrok na drodze przede mną. Nie wiem czy robię dobrze, ale chce poznać powód dlaczego przyjechał. Może naprawdę chciał mnie zobaczyć i ojca. Asthon jest młodszy ode mnie o dwa lata więc może mniej pamiętać tatę niż ja, ale mimo wszytko zniknął z mojego życia. Teraz jest jakimś wielkim prezesem w jakieś wielkiej firmie, a mamusia korzysta z tego ile może. Za pewnie żyją w jakimś pałacu czy coś. Usłyszałam tylko trzask drzwi i jak brat zapina pasy. Na dobrą sprawę oprócz Seleny nikt nie wie że mam kogoś takiego jak brat w rodzinie. Każdy zna inną historie. Ruszyłam z piskiem opon. Moje przerobione BMW które wygrałam w jednym z wyścigów idealnie się sprawdzało przy dużej prędkości. Trzymałam nogę na gazie chcąc zdążyć przed rozpoczęciem wyścigu.
- Co u mamy? Żyje? - łokieć oparłam o otwartą szybę, a drugą trzymałam na kierownicy. Radio zagłuszało ciszę między nami.
- Tak. Ma się dobrze. Prosiła abym się pozdrowić. - prycham. Nie odpowiedziałam. Licznik rósł z każdą chwilą.
  Alex przekonał głośno ślinę. Złapałam drugą ręką kierownicy aby nie stracić panowania nad pojazdem. Inne samochody zaczęły pojawiać się na drodze więc zwinnie zaczęłam je wyprzedzać. - Zwolnij! - wybuchłam śmiechem przyspieszając. Sorry braciszku, ale sam chciałeś spędzić ze mną jeden dzień.
*Ashley
Czekałam z nadzieją, że Hiley zjawi się na tym wyjściu jednak czas leciał, a jej nie było widać. Nie umiałam zrozumieć co jej chodzi pogłowie. Zawsze działa z jakimś planem więc teraz zapewne też, ale z jakim? Miałam ochotę wrócić do domu i ją przytulić bo przecież dzisiaj mija pięć lat. Stałam wpatrując się jak wszyscy przygotowują się i obstawiają na wygraną. Oczywiście każdy mądry postawi na Blacwooda. Jestem głupia, ze tak się zachowałam. Powinnam z nią porozmawiać jak przyjaciółka. Josha też gryzie sumienie jednak nikt tak na prawdę nie wie co się stało. Moje myśli przerwał głos silnika. Samochód jaki wyjeżdżał to czarne BMW Hiley. Uśmiechnęłam się widząc ją tutaj. Dziewczyna wysiadła dość zgrabnie zamykając drzwi. Była ubrana jak zawsze, a lekko kręcone włosy odwały jej ciemnego uroku. Każdego oczy były zwrócone na nią. Kochała być w centrum uwagi więc cieszyła się z tego jak ją przywitano. Kiedy miałam ruszyć w jej stronę drzwi od strony pasażera zaczęły się otwierać. Stanęłam zamieszczać brwi.
- Wiesz co? Wracam na piech.. - chłopak zaczął się rozglądać. Szczepy typu "Kim on jest." zaczęły się roznosić echem. Pieprzony Asthon stał przy jej samochodzie. Nie rozumiałam co właśnie się dzieje. Miałam miliony pytań, a zero mogłam zadać. Zdezorientowana ruszyłam w stronę przyjaciółki.
- Co do kurwy? - zapytałam.
 Dziewczyny głową odwróciła się w moja stronę. Posłała mi wzrok "Nie teraz." Brunetka zaczęła iść w stronę Harry'ego stojącego opartego o swój samochód. Razem z Asthon'em szliśmy za nią. Obok nas pojawiła się reszta znajomych posyłając mi pytające spojrzenia. Jedynie mogłam wzruszyć ramionami. Harry widząc Hiley wyprostował się.
 - Wiesz ze przegrasz, nie? - zakpiła z chłopaka. Styles nerwowo zaśmiał się. Czyżby nie był aż tak pewny swojej wygranej? Obok niego pojawił się Malik. Swoją droga dawno go nie wiedziałam. Podeszłam bliżej.
- Mirthon, a ty wiesz że się myślisz?
- Malik, a ty nie widzisz z kim on się ściga? - zapytałam. Blackwooda jeszcze nie ma, a czasu coraz mniej. Można nawet zacząć odliczać minuty do wyścigu. Wątpię, żeby on się nie zjawił. Patrzyłam na Asthona i nie wierzyłam własnym oczom. Wyglądał tak przystojnie. Kiedy był małym chudy chłopcem wchodzącym za mamą na każdym kroku, a teraz? Był inny. Może charakter też mu się zmienił? Wątpię. Swoją droga nadal nie rozumiałam czemu odwiedził moją przyjaciółkę. Głośny wrak silnika wrócił uwagę wszystkich obecnych. Spojrzałam w stronę nienadjadającego samochodu. Przede mną stał mustang. Pieprzony mustang. Szczęka mi opadła aż do samych stóp zresztą nie tylko mi. Popatrzyłam wielkimi oczami na Hiley a ona na mnie. Wiem ze ta dziewczyna kocha tą markę. Zawsze marzyła o nim, ale nie miała okazji aby to zdobyć.
- Życzę powodzenia. - śmiejąc się brunetka podeszła do czarno-czerwonego mustanga. Za kierownicy wyszedł starszy mężczyzna. Podszedł do Harrego podając mu dłoń i życząc powodzenia. Styles jest skończony. Złapałam Hiley za rękę ciągnąc dalej od toru. Dziewczyna stawiała opór, ale z pomocą Matta zabraliśmy ją za bramki. Chłopaki zaczęli się przygotowywać. Silniki warczeć. Emily w miniówce oraz bluzce a raczej prawie samym staniku wystrzeliła w niebo z broni dając znać aby startowali. Obserwowałam jak Harry zostaje z tylu.
- Hiley przepraszam! Powinnam z tobą porozmawiać. - krzyczałam do ucha dziewczyny. Jednak ta mnie zignorowała dopingując.
~*~
Czułam jak zimne powietrze otula moją twarz. Mój nos zamarzał a policzki robiły się czerwone od zimna. Palców od nóg i rak nie czuje już prawie wcale. Od kilku godzin chodzę bez celu po mrozie szukając Hiley. Kłócić się z nią to jak rozbrajać bombę atomową, a jak już wybuchnie to po wszystkich. Wiem ze gdzieś tu musi być a raczej jeździć samochodem. Przeklinałam siebie w duchu za to ze nie wzięłam samochodu tylko marznę.
- Szukasz mnie? - odwróciłam się. Przede mną stała Hiley, a za nią stal biały samochód. Uśmiechnęłam się że w końcu ją znalazłam. Przytuliłabym ją, ale boję się co może się stać.
- Tak. Chciałam pogadać.
- Dlatego  chodzisz od godziny po mrozie? - minęła tylko godzina? Wydaje się jak by wieczność. Przytaknęłam. Z jej ust dziwnie i żałośnie to brzmiało.- Właź. - posłusznie weszłam do ciepłego samochodu. Od razu poczułam się lepiej. Pocierając swoje zamarznięte palce wymyślałam różne dialogi.
- Nie powinnam. - zaczęłam. Podniosłam wzrok na dziewczynę lekko się uśmiechając.
- Nie gniewem się, nie nie mów tak więcej, ok?
- Jasne. Po prostu się martwię.  - przytuliłam dziewczynę.
- Jestem już dużą dziewczynką.
~*~
Na wspomnienie naszego ostatniego zgłoszenia się zrobiło mi się lepiej na sercu. Wszyscy zaczęli mocniej krzyczeć oraz gwizdać co było jasne ze samochody się zbliżają. Oczywiście Blackwood jechał pierwszy Harry tuż za nim. 
Meta była coraz bliżej. Nagle samochód Blackwooda zaczął dziwnie jeździć jak by tracił nad nim kontrolę. Po chwili zaczął zachować. Każdy wstrzymał oddech. Mgła przez piach nieumożliwiania zobaczenie Donald ie co się dzieje. Za chwilę było można dostrzec jak samochód leży do góry nogami. Styles zatrzymał się za metą, a Hiley zaczęła biec do mężczyzny, a ja za nią. Matt wyciągnął go z samochodu był cały we krwi, a jego klata nie poruszała się.
- Odsuńcie się! Jestem lekarzem. - Asthon zaczął się przepychać przez tłum. Spojrzałam na chłopaka nie odwiedzając jego słowom.
- Lekarzem? - jednocześnie zapytałam z Hiley.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 5 "Jak się tutaj znalazłam?"




 *Hiley
Obudziłam się z niesamowitym bólem głowy. Moje oczy krążyły po pomieszczeniu. Czułam jak bym już tu była jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Leżałam w nie swoim  łóżku owinięta zieloną kołdrą. Rękoma przejechałam po twarzy. Kilkakrotnie zamrugałam, aby obraz stał się bardziej wyraźny. Co się stało? Pierwsza myśl - Czy z kimś spałam. Odchyliłam kołdrę wypuszczając powietrze z ust. Byłam ubrana więc moje obawy poszły w zapomnienie. Przeczesałam palcami moje splątane włosy. Powoli wstałam z łóżka. Wyszłam z pokoju i zaczęłam się kierować na dół po schodach. Znalazłam się w salonie. Pomieszczenie było koloru biało-czarnego. Na samym środku stała czarna kanapa, a przy ścianie brązowa komoda. Telewizor wisiał na ścianie. Duże okna wpuszczały promienie słońca. 

~*~ 
Ruszałam biodrami w rytm muzyki. Wokół mnie ludzie robili to samo. Bawili się. Zaczęłam skakać machając włosami w każdą stronę, a ręku trzymając butelkę z alkoholem.
  Poczułam czyjeś duże dłonie na biodrach. Nie patrząc na osobę ocierałam biodrami o jego krocze. Chłopak poruszał się ze mną cicho mrucząc do ucha. Podniosłam wzrok na nieznajomego. Jego skóra cała się świeciła przez farby neonowe. W końcu to urodziny mojej przyjaciółki, a warunek to było się wysmarować właśnie takimi farbami. Uśmiechnęłam się, a w odpowiedzi dostałam to samo. Złapałam nieznajomego za rękę ciągnąć do kuchni. Po drodze ktoś wyrwał mi butelkę z rąk. Nie zwracając na tu uwagi ruszyłam dalej. Przepchałam się przez wszystkie osoby w pomieszczeniu i słońcu trafiłam do kuchni w której było jedynie kilka osób. Złapałam za dwie puszki piwa. Jedna znalazła się w mojej dłoni, a za to druga w chłopaka. 
- Jak Ci na imię? - zapytałam biorąc łyk alkoholu, którego i tak było za dużo w moim organizmie. 
- Harry, a ty? 
- Hiley. - odstawiłam puszkę zabierając chłopakowi jego. Z powrotem znaleźliśmy się na parkiecie czyli w salonie. Przetańczyliśmy kilka piosenek nie rozmawiając. Piosenka zmieniła się na wolną. Ręka chłopaka zaczęła mnie ciągnąć w stronę drzwi. Kiedy przekroczyła próg domu zimne powietrze spowodowało gęsią skórkę na moim ciele. Jestem w krótkiej sukience, a mamy koniec zimy. Szybkim ruchem zostałam przeciśnięta do samochodu. 
- Może pojedziemy do mnie? - zaśmiałam się głupkowato wpijając się w usta chłopaka. Samochód o który się opierałam otworzył się. Usiadłam na miejscu pasażera. Widziałam tylko jak szczupła sylwetka chłopaka okrąża samochód. Nie kontrolowałam swojego zachowania przez co śmiałam się.
- A dlatego jest twój dom? - zapytałam kiedy ruszyliśmy z piaskiem opon. Dźwięk który uwielbiam. 
- Nie. - przez ciemność jaką panowała nadal nie mogłam dostrzec wyglądu chłopaka. Nerwowo wystukiwałam palcami na kolanie jakiś rytm. Z moich ust wychodziły co chwila słowa "Daleko jeszcze". Zatrzymaliśmy się przez niewielkim domem. Wysiadłam lekko się chwiejąc. Z pomocą chłopaka doszliśmy do bramy. Wpiłam się w usta Harry'ego. Szliśmy całując się. Śmiałam się z chłopaka który próbował w nic nie wejść. Zostałam przeciśnięta do drzwi. Jedną ręką otwierał je, a ja nadal go całowałam. Drzwi otworzyły się przez co wpadłam do środka. Chłopak zaśmiał się podnosząc mnie. Silne ręce Harry'ego podniosły mnie a moje nogi automatycznie oplotły się wokół jego bioder. Nasze usta nie odgrywały się ani na chwilę od siebie, a pocałunki były pełne pożądania. Idąc do sypialni czułam jak o coś zahaczyliśmy czym okazała się kanapa. 
- Kurwa - warknął chłopak. Zaśmiałam się. Stanęliśmy w miejscu, a ja usiadłam na czymś twardym. Przez przypadek nacisnęłam pstryczek od latarki która się zapaliła. Skorzystałam z okazji aby zobaczyć chłopaka. 
- Styles?! - moje serce stanęło. 
~*~

Na wspomnienia z pierwszej imprezy na jakiej byliśmy razem zeszło mi się na wymioty. Skłamałabym jak powiedziałabym że chłopak nie umie się całować. Ruszyłam przed siebie szukając jego. Bo to chyba jego dom. Jak na zawołanie Harry wyszedł z jakiegoś pomieszczenia. Spojrzał na mnie lekko się uśmiechając. W ręku trzymał  szklankę z wodą, a drugiej tabletki.
- Możesz mi powiedzieć co ja tu robię? - przełknęłam ślinę oraz oblizałam suche usta czując pragnienie.
- Weź. - wyciągnął dłonie w moja stronę. Spojrzałam na niego pytająco. - To przeciw bólowe. Spokojnie nie chcę Cię otruć czy zgwałcić. - wzruszyłam ramionami i połknęłam tabletki przy czym wypiłam całą zawartość szklanki. 
- Więc? Jak się tu znalazłam? - usiadłam na kanapie podkulając nogi pod brodę. Szklankę odłożyłam na niewielki stolik przede mną. Harry usiadł obok mnie przez co mogłam wyczyść jego mocne perfumy.
- Znalazłem Cię pijaną przed barem. Chciałaś jechać samochodem i Ci nie pozwoliłem więc przywiozłem Cię tutaj bo myślę że jak bym Cię zawiózł do was to bym nie wyszedł z tego cało. - zaśmiał się nerwowo. Miałam mu dziękować? W sumie mogłam nie wyjść z tego cało i teraz leżeć w grobie albo w szpitalu. Słowo dziękuję nie chciało mi przejść przez gardło w jego kierunku. Chłopak poprawił swoje loki. Jak zawsze były ułożone w stylu "Dopiero wstałem z łóżka i myślę że wyglądam seksownie." 
- Dzięki. - wymamrotałam - Ale ja już idę. Gdzie są moje kluczyki? - zaczęłam się rozglądać w ich poszukiwaniu. Harry wstał i podszedł do komody. Wziął kluczyki po czym oparł się o nią bawiąc się kluczykami w ręku przekładając w palcach. Podeszłam do niego wystawiając dłoń. 
- Podziękuj. - wyszczerzył się pokazując przy tym swoje dołeczki. Oh, weź mnie zostaw. Kocham Josha. Kocham Josha. Zaczęłam powtarzać w myślach. Kogo ja oszukuję. Przewróciłam oczami. 
- Nie zamierzam. Mogłeś mnie zostawić tam przecież to i tak by nic dla ciebie nie znaczyło. Więc nie pierdol tylko oddaj mi to. Chcę jechać do domu.  - mówiłam na jednym wdechu. Mam kaca i nie mam ochoty na pierdolenie jakiś gadek czy zabawy w kotka i myszkę. Jak skończy mi się kac to mogę. Chwyciłam jego rękę. Był wyższy więc podniósł rękę wyżej. Przymrużyłam oczy. Uderzyłam go w brzuch na co się zginął w pół. Wyjęłam kluczyki z jego ręki. Za pewnie jak bym nie była w takim stanie bawiłabym się z nim w tę gierki. Uśmiechnęłam się zamykając za sobą drzwi.
 
***
- Hej! Jest ktoś? - zapytałam z nadzieją że nikogo nie ma jednak moje szczęście nigdy się do mnie nie uśmiecha. Wszyscy siedzieli w salonie. Josh podszedł do mnie zamykając w uścisku.
 - Gdzie ty byłaś?! - chłopak podniósł głos. Mój kac dał o sobie znać. Głowa zaczęła mi pulsowac. - Martwiliśmy się. - odepchnelam go. Zderentowany patrzył na mnie. Miałam go dość. Jego obecność cholernie mnie irytowała. Otworzył usta, aby coś powiedzieć. 
- Zamknij się. - powiedziałam przez zęby. Spojrzałam na Ashley po czym na górę. Jak najszybciej weszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi  i rzuciłam się na łóżko. To jest dziwne. Bardzo dziwne. Nienawidzę Harry'ego, a myśl o tym że mam tyle z nim wspólnego powoduje u mnie mdłości, ale mimo wszytko ciągnie mnie do niego jak cholera. Mogła bym się wpatrując godzinami w te jego zielone tęczówki do póki by nic nie powiedział, a za to Josh irytuje mnie samym sobą. Nienawidzę się za to jak godz krzywdzę, ale nie potrafię inaczej z nim rozmawiać chociaż nawet to przestaliśmy robić. Zakryłam twarz poduszką. Po prostu zaczęłam w nią krzyczeć w biedną poduszkę. Jesteś pojebana Mirthon.
- Gdzie byłaś? - głos przyjaciółki rozniósł się po pokoju. Odłożyłam za siebie czerwoną poduszkę. Podniosłam się do pozycji siedzącej wybijając wzrok we wszytko tylko nie na brunetkę. 
- U Stylesa. - oczy Ashley rozszerzyły się, a buzia otworzyła. Przełknęłam głośno silne na myśl o tym ze będę słuchać jej kazania. 
- Jak to u Stylesa?! Co ty u niego robiłaś? - jej głos był dość piskliwy. Palcami masowałam czoło jak by to miało pomóc. Zastanawiałam się czy powiedzieć prawdę, ale wolę to niż aby myślała ze z nim spałam. 
- Wczoraj poszłam do Dorms. Upiłam się i chciałam wracać do domu, ale on mnie przywiózł do siebie. Przyjemniej tak mówił. - panowała dziwna cisza między nami. Kilka razy Ashley próbowała coś powiedzieć jednak nie znalazła żadnego sensownego zdania. Pokręciła przecząco głową i wyszła. Zostałam sama ze swoimi myślami. Postanowiłam wziąć prysznic, aby ochłonąć.

***

Siedziałam przy blacie kuchennym z kubkiem pełnym ciepłą herbatą. Wszyscy gdzieś wyszli więc siedziałam sama. Josh nie odezwał się do mnie od tamtego czasu, a Ashley zapewnię wymyślała rożne historie w głowie. Reszta albo nie wiedziała albo dobrze grała obojętnych. Dziwnie się czułam bo w końcu nic złego nie zrobiłam. Przeszłam przez cały korytarz do mojego pokoju. Kubek odstawiam na biurko i usiadłam na łóżku. Włączyłam telefon z głupią nadzieją ktoś napisał. Minął tydzień odkąd przestałam wychodzić i bić się ze swoimi myślami. Jestem pod wrażeniem ze przez cały tydzień udało mi się nie wyjść ani nie przejmować robotą której jest od chuja. Spojrzałam na kalendarz wiszący na ścianie. Dzisiaj wpada piąta rocznica od śmierci ojca oraz wyścig Stylesa z Blacwood'em. Mimo ze nie wychodzę to nie znaczy ze nie wiem co się dzieje. Odłożyłam telefon na biurko podchodząc do szafy. Nie mogę się powstrzymać aby mię zobaczyć jak ten pajac przegrywa. Blacwood to starszy facet. Mistrz w wyścigach. Ma najlepsze samochody i kupę forsy z wygranych. Był dobrym przyjacielem mojego ojca. Odepchnęłam myśli o ojcu żeby się skończyć w łóżku ze wspólnymi zdjęciami i łzami oraz nasza ulubioną piszą. 

~*~
- Tato ja nie potrafię! - powtórzyłam kolejny raz trzymając mocno piłkę od koszykówki w dłoniach. Ojciec zaśmiał się i zabrał ode mnie piłkę rzucając prosto do kosza. Zaczęłam bić brawo śmiejąc się jak wariatka. Czułam się szczęśliwa przy nim. Tata złapał mnie w pasie w zaczął obracać ja rękach wokół własnej osi. Piszczałam mocno wybijając palce w ręce ojca.
- Słychać was aż w domu moje rozrabiaki. - mama trzymając talerz pełen pysznych kanapek na talerzu szła w nasza stronę. Alex biegł za nią trzymając w swoich małych dłoniach patyk Nesi. Nesi to labrador nasz pies. Moje stopy znowu dotknęły ziemi i pędem podzielam do rodzicielki chcąc zjeść jedna z kanapek. - Hiley przy stole. - razem z bratem podbiegliśmy do małego drewnianego stolika. Rodzice usiedli na czarnych krzesłach. Jedną ręka głaskałam psa a w drugiej trzymałam jedzenie śmiejąc się z żartów taty. 
~*~

Przypominając jedno z wielu wspomnień mojej rodziny kiedy była normalna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją wytarłam szukając nerwowo swoich rzeczy. Wyjęłam czarną bokserkę oraz długie czarne rurki i fioletową skórzaną kurtkę, a na nogi długie czarne koturny. Z rzeczami w ręku odwróciłam się na pięcie a rzeczy automatycznie wypadły mi z rąk na widok osoby w drzwiach.