Siedziałam na schodach czekając cierpliwie na resztę moich znajomych. W ręku trzymałam zapłaconego papierosa, muszę przyznać, ze dawno już nie czułam się tak świetnie! Wszystkie problemy odeszły, a ja zaznałam zabawy i spokoju. Zrobiłam tak jak mówiła mi Alex, dziewczyna miała pieprzoną rację, wyłączać uczucia.
Co się zmieniło? Minął zaledwie tydzień, a wszystkie moje obowiązki przejęła Ashley. Dziewczyna twierdzi, że sobie z nich żartuje i tak wrócę do formy to znowu będę tą drugą. Moim zdanie powinna się cieszyć, teraz jest tą ważną, a nie szarą myszką obok mojego boku.
Co się zmieniło? Minął zaledwie tydzień, a wszystkie moje obowiązki przejęła Ashley. Dziewczyna twierdzi, że sobie z nich żartuje i tak wrócę do formy to znowu będę tą drugą. Moim zdanie powinna się cieszyć, teraz jest tą ważną, a nie szarą myszką obok mojego boku.
~*~
- Hiley! Mówię do Ciebie! - Ashley krzyczała prosto w moje ucho.
- Nie jestem głucha, naprawdę. Powtórzę się po raz kolejny, mam to gdzieś. - odstawiłam na bok pustą szklankę.
- Poddajesz się. Zawsze powtarzałaś, ze tego nie zrobisz, będziesz walczyć do końca i co? Po prostu się poddałaś, zostawiłaś ich, mnie. Powinnaś czasami myśleć o innych!
- Właśnie o to chodzi. Ja myślałam za dużo o innych, a za mało o sobie. - trzasnęłam drzwiami frontowymi.
~*~
Wspomnienia przeżył przez moją głowę, szybko pokroiłam nią na boki aby wyszły z mojej głowy. Drzwi na wprost mnie otworzyły się, roześmiana Amy weszła jako pierwsza, dziewczyna zaczęła mnie kompletnie omijać, jak bym nie istniała. Przeszkadza mi to? Skąd. Za nią wielki Matt Carter. Chłopak, który jako jedyny ma wszytko gdzieś i traktuje mnie jak traktował. Lekko się uśmiechnął w moją stronę, odwzajemniam gest, za Nin wszedł Josh co do niego to nawet nie mam ochoty myśleć, mam tak zwane ciche dni. Jedynie spojrzenia, które nie są zbyt miłe. Ashley weszła tłumacząc coś Harry'emu.
Oh, on.
Tak, on jest, jest bo jest. Wstałam wypuszczając dym z ust, Ashley razem z loczkiem czekali na mnie.
- Nie spodziewałam się Ciebie o tej porze tutaj. - oznajmiła Ashley.
- Czasami lubię zaskakiwać. - uśmiechnęłam się. - Jak wam poszło?
- A obchodzi Cię to?
- Skoro pytam. - przewróciłam oczami idąc do salonu. Każdy zajął się własnym życiem lub po prostu osobą obok, a ja czekałam na jakąkolwiek odpowiedź, której oczywiście nie dostałam. Ignorując ich założyłam na siebie swoją czarną skórzaną kurtkę wychodząc z domu. Zmarnowałam tylko czas czekając na nich, ale czego mogłam się spodziewać? Na dworze było już dość chłodno, ciemno. Szłam nucąc swoją ulubioną piosenkę.
- Chciał bym to zobaczyć. - odparł roześmiany Justin.
- Masz jakieś informacje? Wiesz, nadal nie są zbyt rozmowni.
- Ostano jakoś jest wszytko ściśle tajnie. Ashley nieźle pilnuje interesu. - chłopak upił z mojej szklanki visky. - Ale jak to ja. Wiem od mojego znajomego, który wie od sw..
- Do rzeczy.
- No dobra, nadal nie lubię jak mi przerywasz. - wzruszyłam ramionami. - Podobno jest niezła jadka. Tom ciągle wysyła jakiś chłopaków, a oni nadal sami walczą. Szykuje się niezła wojna. Uważaj na siebie, ciągle jesteś jego cele, a sądzę, ze nie wie o tym co jest między wami wszystkimi.
- O mnie się nie martw. Mam małe plany co do tego chaosu.
- Konkretnie?
- Justin. Jesteś informatorem, nie tylko moim myślisz, ze Ci powiem? I tak wiesz za dużo, kochanie. - pościłam oczko. Zabrałam swoje rzeczy, ze stolika. Żegnając się z przyjacielem, opuściłam bar. Wyjęłam z kieszeni swój telefon, przesunęłam placem po ekranie aby odebrać.
- Mirthon. - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Giffin.
- Czekam na Ciebie już od pół godziny.
- Wybacz mi to spóźnienie, ale wypadło mi coś bardzo ważnego. Nadal jesteś i masz to co miałeś mieć?
- Tak.
- Zaraz będę. - przyłączyłam się.
Oh, on.
Tak, on jest, jest bo jest. Wstałam wypuszczając dym z ust, Ashley razem z loczkiem czekali na mnie.
- Nie spodziewałam się Ciebie o tej porze tutaj. - oznajmiła Ashley.
- Czasami lubię zaskakiwać. - uśmiechnęłam się. - Jak wam poszło?
- A obchodzi Cię to?
- Skoro pytam. - przewróciłam oczami idąc do salonu. Każdy zajął się własnym życiem lub po prostu osobą obok, a ja czekałam na jakąkolwiek odpowiedź, której oczywiście nie dostałam. Ignorując ich założyłam na siebie swoją czarną skórzaną kurtkę wychodząc z domu. Zmarnowałam tylko czas czekając na nich, ale czego mogłam się spodziewać? Na dworze było już dość chłodno, ciemno. Szłam nucąc swoją ulubioną piosenkę.
***
- Żebyś wiedział. Szczęka mu opadła. - śmiałam się mówiąc o ostatniej imprezie. - Chciał bym to zobaczyć. - odparł roześmiany Justin.
- Masz jakieś informacje? Wiesz, nadal nie są zbyt rozmowni.
- Ostano jakoś jest wszytko ściśle tajnie. Ashley nieźle pilnuje interesu. - chłopak upił z mojej szklanki visky. - Ale jak to ja. Wiem od mojego znajomego, który wie od sw..
- Do rzeczy.
- No dobra, nadal nie lubię jak mi przerywasz. - wzruszyłam ramionami. - Podobno jest niezła jadka. Tom ciągle wysyła jakiś chłopaków, a oni nadal sami walczą. Szykuje się niezła wojna. Uważaj na siebie, ciągle jesteś jego cele, a sądzę, ze nie wie o tym co jest między wami wszystkimi.
- O mnie się nie martw. Mam małe plany co do tego chaosu.
- Konkretnie?
- Justin. Jesteś informatorem, nie tylko moim myślisz, ze Ci powiem? I tak wiesz za dużo, kochanie. - pościłam oczko. Zabrałam swoje rzeczy, ze stolika. Żegnając się z przyjacielem, opuściłam bar. Wyjęłam z kieszeni swój telefon, przesunęłam placem po ekranie aby odebrać.
- Mirthon. - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Giffin.
- Czekam na Ciebie już od pół godziny.
- Wybacz mi to spóźnienie, ale wypadło mi coś bardzo ważnego. Nadal jesteś i masz to co miałeś mieć?
- Tak.
- Zaraz będę. - przyłączyłam się.
*Harry
Siedziałem razem z Jackiem nad papierami, ostatnio nie mam nawet czasu, aby dobrze się wyspać. Przeglądałem wszystkie papiery na temat Toma, jego wpłaty na konto jak i wypłaty i podobne rzeczy. - Nie tu nie jest warte uwagi. - westchnął Jack.
- Nie mamy na niego nic. Skurwysyn. - przejechałem dłońmi po twarzy. Czuje, że za wszytko jutro nie wstanę. Spojrzałem na zegarek, dochodziła trzecia w nocy.
- Idę spać tobie też radzę. - Odsuwając od siebie papiery wszedłem do swojego pokoju. Jedynie co mi teraz potrzeba jest prysznic i sen.
***
Jechałem do domu Evil, a Zayn spał na fotelu obok. Jak widzę nie tylko ja tutaj jestem zawalony robotą. Wszytko wychodzi skąd naszej kontroli, a teoretyczne odejście Hiley wcale nam nie pomogło.
~*~
Usiadłem obok dziewczyny, która wpatrywała się we gwiazdy.
- Czyli co? Poddajesz się? - zapytałem. Nie odpowiedziała. Trzymając papierosa między ustami wpatrywałam się w nią. Mimo mroku jaki panował idealnie widziałem jej brąz długie włosy, idealną twarz. Była idealna, tylko zbyt jej nienawidziłem.
A może to tylko zwykle przyzwyczajenie?
Jej duże brąz oczy spojrzały na mnie, zamrugała kilka razy, a mnie przeszedł dreszcz. - Zapamiętaj. Ja się nigdy nie poddaje.
- Więc co robisz? - wstała ignorując moje pytanie.
~*~
Usiadłem obok dziewczyny, która wpatrywała się we gwiazdy.
- Czyli co? Poddajesz się? - zapytałem. Nie odpowiedziała. Trzymając papierosa między ustami wpatrywałam się w nią. Mimo mroku jaki panował idealnie widziałem jej brąz długie włosy, idealną twarz. Była idealna, tylko zbyt jej nienawidziłem.
A może to tylko zwykle przyzwyczajenie?
Jej duże brąz oczy spojrzały na mnie, zamrugała kilka razy, a mnie przeszedł dreszcz. - Zapamiętaj. Ja się nigdy nie poddaje.
- Więc co robisz? - wstała ignorując moje pytanie.
~*~
Cały czas to wspomnienie mi się śni. Nie mogę dać sobie spokoju, skoro się nie poddaje co kombinuje? Wyjeżdżając do garażu podkręciłem muzykę na najgłośniej jak się da. Zayn podskoczył krzycząc "co się dzieje?" Zacząłem się śmiać, wyłączając radio.
- Zabawne. - mruknął Malik.
Skierowałem się do domu, który ostatnio stał się dla mnie bardzo częstym widokiem. Wszedłem bez płukania, wszyscy siedzieli jak zawsze pracując, usiadłem obok Matta, witając się z nim piątka. Muszę przyznać, że jak ktoś by mi powiedział dwa miesiące temu, że tak właśnie będę robił wyśmiał bym go po czym zabił.
- Coś nowego, bo u nas nic.
- Nie mamy nic. Jak by ten facet był zwykłym człowiekiem. Wszytko czyste, nawet pieprzonego mandatu nie ma, rozumiesz? - westchnął Josh. - Nikt nie chce z nami współpracować. - dodała Amy.
- To mamy problem, panowie i panie. - oznajmiłem.
_____________________
Wiem, że krótkie, ale z braku czasu tak właśnie jest :( Przepraszam was!
Zapraszam na mojego drugiego bloga http://fafiction-crazy-house.blogspot.com/
Oto zwiastun do niego. https://www.youtube.com/watch?v=o2INREHvqwA
- Zabawne. - mruknął Malik.
Skierowałem się do domu, który ostatnio stał się dla mnie bardzo częstym widokiem. Wszedłem bez płukania, wszyscy siedzieli jak zawsze pracując, usiadłem obok Matta, witając się z nim piątka. Muszę przyznać, że jak ktoś by mi powiedział dwa miesiące temu, że tak właśnie będę robił wyśmiał bym go po czym zabił.
- Coś nowego, bo u nas nic.
- Nie mamy nic. Jak by ten facet był zwykłym człowiekiem. Wszytko czyste, nawet pieprzonego mandatu nie ma, rozumiesz? - westchnął Josh. - Nikt nie chce z nami współpracować. - dodała Amy.
- To mamy problem, panowie i panie. - oznajmiłem.
_____________________
Wiem, że krótkie, ale z braku czasu tak właśnie jest :( Przepraszam was!
Zapraszam na mojego drugiego bloga http://fafiction-crazy-house.blogspot.com/
Oto zwiastun do niego. https://www.youtube.com/watch?v=o2INREHvqwA